Po bardzo wyczerpującym "spacerze" po galeriach handlowych, zmęczona wróciłam do domu. Zdziwiło mnie to, że Lukasa w nim nie było. Szybkim krokiem weszłam do kuchni, spojrzałam na zegarek ścienny, który wskazywał godzinę 18.
- "No to trzeba się szykować." - pomyślałam i poszłam do łazienki
Wzięłam szybką kąpiel i zaczęłam przygotowania do meczu. Będąc w jednym ze sklepów kibica Arsenalu, postanowiłam kupić stylową
bluzę jak i
koszulkę z logiem tego klubu. Może nie jestem ich zagorzałą fanką, ale prezentować się jakoś muszę. Punktualnie, w progu drzwi od mieszkania stanął Wojtek.
- Witam ponownie piękna. - uśmiechnął się szelmowsko - Idziemy?
- Cześć. - odwzajemniłam gest - Jasne, ja już jestem gotowa.
- Widzę. Pięknie wyglądasz, a powiesz mi może z jakim nazwiskiem z tyłu masz koszulkę? - spytał otwierając mi drzwi od auta
- No jak to jakim? Oczywiście, że Podolski. - zachichotałam zamykając drzwi - Dzisiaj macie wygrać. - nakazałam gdy Wojtek usiadł obok mnie
- Wygramy, wygramy, o to się martwić nie musisz. - stwierdził odpalając silnik
Nim się obejrzałam stanęliśmy przed stadionem.
- Teraz ty idź na trybuny, bo my mamy krótki trening przedmeczowy. Później obejrzysz mecz, liczę na wielkie wsparcie głosowe. - uśmiech zawitał na jego twarzy - I na ukoronowanie wieczoru, impreza!
- Wielkie mi rzeczy.. Wieczór jak wieczór.. Do zobaczenia. - burknęłam wchodząc na ten jakże wielki i wyjątkowo piękny obiekt
Siedząc na trybunach strasznie mi się nudziło, więc wyjęłam telefon, wybrałam numer mamy i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Moja rodzicielka odebrała po 3 sygnale.
- Cześć mamuś, co tam u was? - zapytałam wpatrując się w rzucającego się w bramce Wojtka
- No wiesz, właśnie cię widzę w telewizji, a dokładniej w wiadomościach sportowych. - zachichotała - Pokazują trening Arsenalu i niektórych kibiców.
- Serio? Wow, jestem na TVP1! Rewolucja.. - powiedziałam znudzona - Opowiadaj co w Warszawie się dzieje ciekawego.
- Nic się nie dzieje, jak zwykle jest nudno. A ty córcia lepiej wstań, bo hymn tych, no, rozgrywek grają. - oznajmiła, a ja posłusznie wstałam
- Manuś ja już kończę, bo tu zaraz mój współlokator wybiegnie na boisko. - uśmiechnęłam się - Oglądaj mecz, ten z numerem 10 i nazwiskiem Podolski to mój kolega.
- Aha.. Czuję romansik. - rzekła powstrzymując śmiech
- Mamo! - krzyknęłam
- Oj, dobra, dobra i tak wiem swoje, pa. - rozłączyła się
Po zakończeniu hymnu, arbiter główny rozpoczął mecz. Pierwsza połowa była nudna. Akcje kończyły się zanim się w ogóle zaczęły, a Lukas był jakiś taki nieobecny. Psuł prawie każde podania, aż w końcu przestał takowe dostawać. Nastała 15 minutowa przerwa, więc nie pozostało mi nic innego jak usiąść i czekać. Czas dłużył się niemiłosiernie, aż w końcu piłkarze ponownie wyszli na murawę. Do 65 minuty nadal nie działo się nic specjalnego, aż w końcu Lukas wziął się w garść i... Strzelił bramkę samobójczą.. No cóż, nawet najlepszym się zdarza, biorąc pod uwagę to, że gdy chciał wybić piłkę jakiś blondyn go popchnął no i piłka po prostu zeszła mu z buta, proste no, nie? Chłopcy szybko pozbierali się po utracie gola, gdyż już 5 minut później zdobyli, a właściwie to Lukas zdobył wyrównujące trafienie. Tak, cieszyłam się z tego powodu, ale nie aż tak żeby skakać i drzeć się tak jak dwaj stojący obok mnie panowie (w punkcie kulminacyjnym czyli jak wiecie golu myślałam, że bębenki mi pękną), tak, aż tak bardzo się darli.. Nagle ni z tego, ni z owego Chelsea wklepała kilka podań i gracz z numerem 9 na koszulce (niestety nazwiska nie byłam w stanie dowidzieć) pokonał Wojtusia. Cóż takie jest życie, Szczęsny nie był z niego w tej chwili zadowolony... Kolejne minuty meczu i nic, ani żółtej, ni czerwonej kartki, a o golu to już nie wspomnę, bo takowy nie padł. Szczerze? Zawiodłam się na chłopakach, bo to spotkanie było do wygrania, ale jak się nie zepnie pośladków to tak właśnie jest, no, a później wielkie żale i bezsensowne tłumaczenia.. Wściekli kibice Arsenalu bez żadnych ogródek wbiegli na murawę, a ja, ja nadal siedziałam i przyglądałam się temu teatrzykowi. Czułam się lepiej niż w kinie, lecz gdy spostrzegłam jakiegoś kibica grożącego Lukasowi i Wojtkowi, powiedziałam sobie "Nie, tak nie będzie, tylko ja ich mogę bić!" i cóż mi pozostało, wpadłam w szał, przeskakiwałam kolejne siedzonka, aż w końcu skoczyłam na tego szatana. Odebrałam mu broń (w tym przypadku szalik i puszkę od coca-coli, tak wiem, bardzo groźne rzeczy), oraz po prostu go spoliczkowałam. Niech się cieszy koleś, że nie potraktowałam go tak jak Wojtka...
- I żeby mi to było ostatni raz!! - wydarłam się, a chłopak się wywrócił
Jak się wkurzę jestem niebezpieczna, to już wiem od dawana i każdy kto się ze mną zadaje też powinien być tego świadom. Wojtek, Lukas jak i inni zawodnicy patrzyli się na mnie z przerażeniem, a ja trzymając szalik i wcześniej wspomnianą puszkę szczerzyłam się jak głupi do sera. No co? Niech wiedzą do czego jest zdolna młoda kibicka swojego "ukochanego" klubu. Ochroniarze oraz wielmożna policja wyprosiła z boiska wszystkich ludzi (z wyjątkiem piłkarzy, bo to, to gwiazdeczki. Tak, jeszcze nie zmieniłam o nich zdania.) Lukas chciał mnie zatrzymać, ale ja się mu wyrwałam mówiąc:
- Opuszczę to cholerne boisko z honorem, tak jak inni ludzie mojego pokroju.
Odwróciłam się na pięcie i opuściłam mury stadionu. Pieszo wybrałam się do domu, bo nie miałam najmniejszego zamiaru czekać aż Lukas lub Wojtek zawiezie mnie do domu, bym mogła przebrać się na imprezę, która jak wywnioskowałam po tym, że przegrali mecz, nie będzie taka jakiej się wszyscy spodziewaliśmy. Po pół godzinie przekroczyłam próg mieszkania i popędziłam na górę. Szybko się
przebrałam i zeszłam na dół, do salonu, gdzie po chwili zawitał smutny Wojtek. Wyglądał strasznie, był przybity, aż mi się go szkoda zrobiło..
- Wojtek, nie przejmuj się tym, że przegraliście.. Dla mnie i tak jesteście najlepsi.. A teraz mamy się przecież świetnie bawić, mam rację? - spytałam łapiąc go za ramię
- Tak, masz rację... - odparł poprawiając swoją
marynarkę
Razem wyszliśmy z domu. Wojtek, jak na dżentelmena przystało otworzył mi drzwi. Bardzo szybko znaleźliśmy się w klubie. Nie będę ukrywała mojego zdziwienia na widok tańczących i uśmiechniętych od ucha do ucha piłkarzy Arsenalu, bo przecież przegrali... Dziwne, a jednak realne. Wojtek wziął mnie za rękę i zaprowadził do baru. Wypiliśmy po drinku, a potem zaczęliśmy wywijać na parkiecie. Byłam szczęśliwa, bo zdołałam poprawić Wojtkowi humor. Przetańczyliśmy 5 szybkich piosenek, a później poszliśmy się trochę nawodnić. I znów, znów to samo, przeklęte % wpływały do mojej krwi i odbierały mi świadomość czynów. Tym razem jednak udało mi się wrócić do domu o własnych siłach. Tyle tylko, że nie wróciłam do niego sama. Przez cały czas towarzyszył mi Wojtek. Nie zważając na późną porę przemierzaliśmy ulice Londynu nieustannie się śmiejąc. Wchodząc do mieszkania potknęłam się i pociągając kolegę za sobą upadłam na podłogę. O dziwo nic mnie nie bolało, chociaż miałam na sobie na pewno ponad 70kg.
- Auć! -zachichotałam podnosząc się
- Już wstaję, już..Okej, wstałem. - powiedział nieskładnie
- Ja idę na górę do siebie spać, a ty idź do gościnnego.. - oznajmiłam stojąc na schodach
- Ale ja chcę z tobą.. - plątał się
- Nie ma mowy kochaniutki, dobrej nocy życzę. - uśmiechnęłam się wchodząc do pokoju
Nie miałam ani siły, ani ochoty na prysznic. Rozebrałam się i weszłam pod kołdrę. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, lecz mój sen nie trwał długo, bo w samiutkim środku nocy do mojego pokoju wpadł Wojtek.
- Ej! Co ty chcesz? Ja śpię, spadaj! - uniosłam głos
- Ani mi się śni! Ja się boję ciemności! - jęknął
- Taa.. Skądś to znam.. Czekaj.. Aaa już wiem, ten sam kit wczoraj wcisnęłam Lukasowi. Nara. - powiedziałam oschle
- Ale.. - nie pozwoliłam mu dokończyć
- Nie ma żadnego "ale", do jutra kochanieńki. - machnęłam na niego ręką
Odetchnęłam, bo wyszedł. W końcu mogłam zmrużyć swoje zmęczone powieki. No tak, ale gdy znów wyłączyłam swój mózg, do moich uszu doszedł czyiś donośny krzyk. Co ja mówię? Czyiś? Przecież wiadomo, że to pan Wojtek... Zrezygnowana zwlokłam się z łóżka. Swoje kroki skierowałam w stronę sypialni gościnnej. Ku mojemu zdziwieniu, Wojtka w niej nie było. Zeszłam na dół do kuchni i wybuchłam niepohamowanym śmiechem, gdyż Wojtek siedział obok stołu (oczywiście na podłodze), na głowie miał kiełbasę (która nie wiem jakim cudem się na niej znalazła), a w dłoni trzymał mydło..
- Wojtek? Co ty wyprawiasz? - spytałam nadal się śmiejąc
- No co... Ja w nocy lunatykuję, sorry, mogłem cię uprzedzić. - oznajmił podnosząc się z podłogi, lecz zrobił to tak niefortunnie, że poślizgnął się na mydle, które chwilę wcześniej odłożył.
- Oj Wojtuś, Wojtuś.. Chodź ze mną do sypialni. Dzisiaj śpisz ze mną, jak widzisz dowiodłeś swego, gratuluję. - powiedziałam podnosząc go
W końcu, gdy położyliśmy się do łóżka mogłam spokojnie.. Nie, raczej niespokojnie, bo niestety bramkarz strasznie chrapał, udałam się do krainy snów...
(10 komentarzy i kolejny rozdzialik)
O Boże, ale to długie.. No cóż, tak to jest, gdy chce się umieścić mecz i imprezę w jednym rozdziale :D Mam nadzieję, że ten oto rozdział wam się spodobał, proszę o szczerą opinię :D
Zapraszam na mojego nowego bloga o reprezentacji Polski w trakcie EURO 2016 :D
http://naturalnie-nierealne.blogspot.com/2013/09/bohaterowie.html